piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 4


Music1
- Kocham Cię i to szalenie Loueh. Po koncercie, moglibyśmy złamać bariery i zrobić to po raz pierwszy?

Przez resztę koncertu Louis chodził jak zaczarowany. Wpadł w trans i nie mógł tego zatrzymać. Bo kiedy spojrzał na Harry’ego przed oczami pojawiała mu się masa niegrzecznych scen. Mimo ich krótkiej znajomości mógł mu zaufać. Poddać się chwili i wylądować w ramionach młodszego chłopaka już na zawsze. Chciał tego. Miał już pewne doświadczenie w występowaniu, ale dziś zachowywał się jak amator co było dziwne dla reszty. Tylko Harry wiedział, dlaczego jego chłopak jest cały czas czerwony i odlatuje myślami gdzieś daleko. Zeszli ze sceny i jedyne, czego chcieli to znaleźć się w domu aby mogli zająć się sobą. Szybko się przebrali i bez pożegnania ruszyli do auta czekającego przed tylnim wyjściem. Kiedy znaleźli się już w samochodzie, usta starszego chłopaka zostały wręcz zmiażdżone. Louis nie spodziewał się tak szybkiego obrotu spraw. Harry, jako kierowca, powinien uważać na drogę oraz na to by nikt ich nie zobaczył. Nie mogli sobie pozwolić na takie coś. Umowa z Modest obowiązywała. Przez całą drogę Louis musiał kurczowo trzymać dłoń Harry’ego, która chciała przedostać się do jego męskości. Curly był bardziej napalony niż zwykle. Od chwili poznania Lou, miał ochotę zaciągnąć go do sypialni i robić rzeczy o których nawet nie śnił.

- Hazz spokojnie jak już dojedziemy.. – Jego usta zostały zasłonięte ręką. A gdy spojrzał w jego stronę ujrzał swojego chłopaka, który przygryzał dolną wargę. Był zdesperowany i napalony. Louis uznał to za najbardziej seksowny widok na świecie. Sądził tak, ponieważ, nie wiedział co zobaczy później.
Gdy znaleźli się na podjeździe apartamentu Harry’ego, ten wręcz wepchnął starszego chłopaka do domu.  Lazurowe oczy Lou rozszerzyły się do granic możliwości. Młodszy chłopak zerwał z niego koszulkę i odrzucił ją gdzieś w kąt korytarza. Podekscytowany Harry zjechał pocałunkami na szyję Louis’iego zasysając ją i zagryzając co kawałek. Zostawiał drobne purpurowe ślady i nawet nie martwił się tym co powie Modest kiedy to zobaczy. Jaka będzie ich kolejna wymówka. Każdy teraz będzie wiedział, że do kogoś należy.  Przerwał chwilo pocałunki tylko po to, żeby zdjąć swoją koszulę. Zamiast męczyć się z guzikami, rozerwał ją jednym szybkim ruchem, przez co wybrzuszenie w spodniach Lou stało się jeszcze bardziej widoczne. Harry umieścił swoje dłonie na ramionach starszego chłopaka i zaczął jechać nimi dół aż zatrzymał się na biodrach. Przeniósł je na pośladki, po czym delikatnie je ścisnął. Louis wiedział o co chodzi. Objął go nogami w pasie a następnie ponownie złączył ze sobą ich usta. Uwielbiał to uczucie kiedy ocierał się językiem o podniebienie Harry’ego. Wydawał mu się taki niewinny. Gdy widział go w odcinkach x faktora, na wywiadach czy koncertach. Zawsze myślał, że jest spokojny i delikatny. Poznali się i zbiegiem czasu wyszła na jaw jego druga strona. Niebezpieczna. Niegrzeczna. Szczerze – uwielbiał ją.

Harry był silnym chłopakiem. Wykorzystał to, kiedy niósł Lou do pokoju. Drzwi były otwarte, nigdy ich nie zamykali, ponieważ nie było takiej potrzeby. Przerwali swój pocałunek i gdy szatyn poczuł mokry język Harry’ego na swojej szyi automatycznie odchylił głowę w bok dając mu lepszy dostęp. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Mieli siebie. Więcej do szczęścia nie potrzebowali. Ono było w nich. Tak twierdziły ich serca, które biły wspólnym rytmem. Coś podpowiadało Harry’emu, że stało się zbyt romantycznie, więc zrzucił z siebie Lou, a ten popatrzył na niego zdezorientowany. Uśmiechnął się cwaniacko po czym padł przed chłopakiem na kolana. Językiem przejechał po jego linii V i spojrzał do góry. Louis był w ogromnej ekstazie. Nie kontaktował ze światem. Podniecenie wygrało. Jedną ręką odpiął pasek jego spodni, a po chwili zdjął z niego ciasne rurki. Pocałował jego przyrodzenie przez materiał bokserek. Louis sapnął, po czym odrzucił głowę do tyłu. Harry chwycił zębami gumkę od bielizny chłopaka i pociągnął ją w dół. Objął całą jego długość ustami. Zassał go tak, że poczuł uderzenie na tylnej ściance gardła, wyjął go i przejechał po nim językiem zataczając na końcu małe kółko. Louis wiercił się i jęczał z rozkoszy co jeszcze bardziej nakręcało Harry’ego do działania. Kątem oka spojrzał jak daleko Louis stoi od łóżka i kiedy stwierdził, że pchnięcie go na nie będzie w porządku, po prostu to zrobił. Szatyn był zdezorientowany tym co właśnie się stało. Cały spocony poniósł się na łokciach i spojrzał przed siebie. Harry rozbierał się przed nim patrząc mu prosto w oczy. Podniecenie rosło. W powietrzu było czuć sex. Nie przeszkadzało im to. Bo kiedy Harry usiadł na Lou okrakiem i spojrzeli sobie w oczy mieli wrażenie, jakby szukali się całe życie. Złączyli swoje usta w jeden z najbardziej namiętny pocałunek jaki kiedykolwiek mieli okazji przeżyć. Młodszy chłopak oparł się dłońmi o łóżko. Tomlinson zrozumiał, co ma robić. Przewrócił się na brzuch i teraz już nie było odwrotu. Harry złożył na jego karku krótki pocałunek. Muskał jego plecy powoli schodząc w dół. Pierwszy raz nigdy nie jest przyjemny. Przynajmniej na początku. Młodszy chłopak chciał być delikatny, to miała być wyjątkowa chwila dla nich obu. Seks jest dobry wtedy, kiedy oboje partnerów odczuwa przyjemność. Louis kazał zrobić mu to szybko i nie przerywać choćby nie wie co. Czując ból przy próbie wejścia w niego, zacisnął swoje dłonie na pościeli. Harry ucałował jego kark przez to poczuł się rozluźniony więc z impetem wbił się w swojego ukochanego. Po pomieszczeniu rozniósł się głośny krzyk. Ruchy bioder Harry’ego były delikatne. Jakby bał się, że Louis jest z porcelany i każdy zbyt mocny ruch może go zniszczyć. Położył się na nim nie przerywając poprzedniej czynności. Widział ból na jego twarzy i w tym momencie miał ochotę przerwać, ale Louis powstrzymał go gestem ręki. Złapali wspólny ryt. Wszystko stawało się bardziej brutalne. Wpadli w trans, bo to dawało im niesamowitą przyjemność. Bliskość. Takiej jeszcze nie odczuli, ale po pierwszym razie polubili. Krzyk niósł się po całym mieszkaniu, przyspieszone oddechy, zbyt mocne bicie serc. Doprowadzili się na wzajemnie na krawędź. Doszli razem. Nie przejmowali się bałaganem zostawionym po tym czynie. Teraz gdy leżeli cali spoceni, zaplątani w pościel i wtuleni w siebie nie liczyło się absolutnie nic. Napawali się swoją bliskością. Cały świat się zatrzymał. Ich miłość była magią.

- Kocham Cię szkrabie

- Ja Ciebie również Loueh – Po tych słowach Harry jeszcze mocniej objął swojego chłopaka i położył się na jego klatce piersiowej. Było mu tak przyjemnie. Tak bardzo, że nawet nie zorientował się, kiedy zasnął.

Rano obudziły go promienie słońca wpadające przez okno. Zamruczał i odgarnął swoje niesforne loki z czoła. Wyciągnął rękę i dotknął delikatnie miejsca obok siebie. Rozczarował się kiedy nie znalazł tam Lou. Wyszedł z łóżka i zajrzał do każdego pomieszczenia w domu. Nie znalazł go. Wziął telefon w dłonie i próbował się do niego dodzwonić setki razy. Jedyną myślą jaka przyszła mu po zjechaniu plecami na podłogę było to, że Louis go opuścił. Bo nie był wystarczająco dobry. Bo skrzywdził go. Wtedy Harry pierwszy raz płakał przez ich idealne uczucie.

Louis siedział na ławce przed miejskim szpitalem i trzymał jakiś papier w dłoni. Nie był już tym wesołym i optymistycznym chłopakiem co zwykle. Bóg dał mu szczęścia, aby teraz zostało odebrane. Bo papier był jego wyrokiem. Miał świadomość, że białaczka kiedyś go zabije. Cholerną świadomość od samego dzieciństwa, że takie coś mogło się wydarzyć. Nie raz dziwił się, że tak długo to trwa. I kiedy wszystko zaczęło się układać, jego stan zdrowia pogorszył się na tyle, że lekarze i nowoczesne badania wyznaczyły mu datę śmierci. 6 miesięcy minęło od ich znajomości. 6 miesięcy zostało mu na korzystanie z życia. 6 miesięcy na skończenie spraw jakie mogłyby go dręczyć po śmierci. Wtedy Louis pierwszy raz płakał odkąd osobiście poznał Harry’ego.

Minęło kilka godzin, a Louis nadal nie zadzwonił ani nie napisał do Harry’ego. Nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Nie chciał, żeby ludzie stosowali na nim litość. Nie chciał jej od niego. Bo to byłoby takie nieprawdziwe uczucie. Mimo, iż czuł, że Harry cały czas był z nim szczery i pewnie będzie do końca. O ile mu pozwoli. Bo ta myśl dręczyła go od samego rana. Kiedy przechadzał się ciemną ulicą Nowego Jorku jego uwagę przykuła liczna ilość osób w pewnym domu. Impreza. Przez myśl przebiegła mu myśl. Bo miał żyć na całego. Przez te ostatnie 6 miesięcy nie przejmować się niczym. Grzeszyć. Nie żałować. I tak właśnie zrobił kiedy wypił o parę kieliszków za dużo. Kiedy brunetka o imieniu Rossie wyciągnęła go na parkiet. Kiedy spojrzał w jej lazurowe oczy i pocałował ją oddając w to całego siebie. Kiedy pozwolił zabrać się na górę. Kiedy zaczął uprawiać z nią seks nie myśląc, że jego chłopak przez cały dzień płaczę i nie wie co ze sobą zrobić. 

Przepraszam za opóźnienie z dodaniem rozdziału. Końcówka ferii chciałam trochę odpocząć. Chyba rozumiecie. Za dwa dni nowy rozdział, plus premiera nowego opowiadania w którym będą aż 4! romance chłopaków z 1D :)
Jeśli chcecie nowego rozdziału, jeśli blog się Wam podoba - PROSZĘ - komentujcie go. Nawet nie wiecie jak komentarze mobilizują do pisania. Uwierzcie mi. Wierzę w Was! Macie wielką siłę. 
Jeśli chcecie być informowani na twitterze, lub gg proszę zostawiajcie swoje loginy/numery pod prologiem
Rozdział piąty pojawi się za dwa dni. Mimo to liczę na chociaż trochę komentarzy tak jak pod poprzednimi rozdziałami :)




sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 3



Pragnąłeś kiedyś czegoś tak mocno, że nie mogłeś oddychać? Uczucia rozwalały Twoje serce, ale byłeś bezradny, bo decyzja należała do kogoś innego. Boisz się. Ten strach jest nie do wytrzymania, bo myślałeś, że starasz się wystarczająco mocno. Może to jednak za mało?  Ale spróbuj otworzyć oczy i popatrzeć na świat inaczej niż zwykle.  Widzisz ludzi mijających Cię na ulicy. Nigdy nie zastanawiałeś się, po co oni się spieszą. Może te kilka minut pośpiechu jest w stanie coś zmienić. Unikasz kontaktu wzrokowego, bo wiesz, że oczy są zwierciadłem duszy. Nie chcesz aby ktoś dowiedział się o Twoich problemach. Masz ich zbyt wiele. Bolesne. Wspomnienia ranią Cię każdego dnia. Sądziłeś, że to było dobre, bo wtedy się uśmiechałeś a Twoje serce się radowało. Teraz te chwile bolą. Bo wiesz, że już może nigdy nie będziesz miał okazji czerpać z życia takiej radości jak wtedy. I to zabija Cię od środka.

Tak było z Harry’m. Pierwszy raz miał okazję wziąć los w swoje ręce i zadecydować o kolejnych wydarzeniach. Zastanawiał się co jest dobre a co złe i czego tym razem w życiu chce spróbować. Lecz nie miał pojęcia czym był Louis. Jego oczy. Niebieskie. Jak niebo czy ocean. Uderzały go we śnie od dnia kiedy się spotkali. Były jego rajem. Mógłby się w nie wpatrywać cały wolny czas i to byłoby wszystko aby uczynić go szczęśliwego. Jego dźwięczny śmiech, był jak dobra piosenka, od której Harry się uzależnił. Chciał jej słuchać. Powtarzał ją cały czas w myślach. Zatracał się w wspomnieniach. Bo lubił odtwarzać sobie ich pocałunek. Pełen emocji. Pasji. Oddania i zaangażowania. Dzięki temu młody chłopak stał się ćpunem. Pragnął miłości zakazanej i nieetycznej. Właśnie dlatego sądził, iż to jest złe. Że on i Louis nie mają prawa istnieć razem. Zupełnie dwa różne światy. Odmienne charaktery. Tylko płeć była taka sama. Społeczeństwo by tego nie akceptowało. On mógłby się poświęcić, bo Louis jest kimś wyjątkowym. I czuł się okropnie, kiedy miał świadomość, że minęły dwa tygodnie od spotkania a on nadal nie napisał.

- Harry napisz do niego – To wybiło go z rozmyśleń. Spojrzał na Nialla zaskoczonym wzrokiem, chociaż dobrze wiedział o co chodzi. On wiedział. Domyślił się, bo zachowywał się jak cholerna zakochana nastolatka. Czuł się z tym głupio. Bo dorastał, a nie mógł się wyzbyć starych nawyków.

- Tak Harry ja wiem. Bo widzę jak codziennie chodzisz po domu z kartką i telefonem w dłoni. Kto normalny tak robi? Rozumiem, że się boisz. Każdy boi się odrzucenia. Niekoniecznie przez osobę w której jesteś zauroczony, ale.. Na przykład ja. Bałem się, że odrzucą mnie w x factorze, że Wy mnie odrzucicie i nie zaakceptujecie takim jakim jestem. To całkowicie normalne. Ale coś musiało się wydarzyć na tym spotkaniu, bo nigdy nie zauważyłem, abyś chodził tak zaczarowany. Jakby ktoś rzucił na Ciebie czar. W postaci miłości. Pozwól komuś wejść do swojego życia na trochę dłużej. Poznaj smak miłości. Niech rozkwita i uczyni ludzi szczęśliwszych. Pozwól rozświetlić swój świat. Oświetl jego niebo, by pokazać mu, że jesteś przy Nim. Cały czas. Przestań patrzeć na opinię innych. Decyduj za siebie. A skoro on sam dał Ci numer to znaczy, że oczekuje abyś się odezwał. On też coś czuje. Ja to wiem. Zaufaj mi.

Mieliście kiedyś tak, że jakieś słowa zmobilizowały Was do czegoś? Byliście samotnikami, ale pewna wypowiedź zmieniła wasz pogląd na świat? Zamykaliście się w sobie, nie pozwalaliście innym wejść do waszego świata. Sądziliście, że oni go zniszczą. Tymczasem zbudowali silny mur obronny, abyś już nigdy nie upadł. Mur z uczuć i miłości. Jeden impuls i przestajesz myśleć. Harry wziął telefon i napisał krótką wiadomość. I od tego właśnie się zaczęło. Pierwsze rozmowy. Ratowanie się, kiedy nie mieli siły by dalej istnieć. Pocieszanie się, kiedy coś nie wychodziło. Pierwsze prawdziwe uczucia. Kłótnie, po których szybko się godzili. Rozmowy telefoniczne na zakończenie dnia. Uzależnili się od siebie. Stali się narkomanami miłości. Mieli siebie, ale oboje nie mogli być w pełni szczęśliwi i Harry codziennie obmyślał plan jakby to zmienić. Dał się ponieść wyobraźni ale musiał otrzymać zgodę. Pokonać wszystkie przeszkody.

Do Loueh
Wiesz, co mnie denerwuje?

Od Loueh
Yeah, Harreh?

Do Loueh
To, że nie mogę spojrzeć Ci w oczy i wypowiedzieć tych wszystkich uczuć, które codziennie  wypisuje. Wiesz dlaczego? Bo dzieli nas pieprzone tysiące kilometrów i to mnie zabija.

Od Loueh
Też wolałbym abyś był bliżej. Ale masz zespół. Twój głos jest potrzebny światu, zmieniasz nim społeczeństwo. Na lepsze.

Do Loueh
Mam pewien pomysł, ale musisz mi zaufać i wyrazić zgodę. Nie bój się i daj mi szansę się wykazać. Proszę.

Od Loueh
Zgoda.

To była dla Harry’ego trudna próba. Musiał walczyć o swoje jak jeszcze nigdy w życiu. Przekonywać każdego, że tak będzie lepiej. I udało się mu dopiero po miesiącu. Tyle straconego czasu, który mogliby spędzić razem ciesząc się swoją obecnością. Ich znajomość rozwijała się bardzo szybko. Czas płynął jakby przyspieszył i nie chciał się zatrzymać. Tylko teraz gdy cały zespół siedział na schodach wszystko jakby zwolniło. Harry się denerwował. Odpalił jednego papierosa. Potem następnego. Aż w końcu Niall zareagował i zabrał mu całą paczkę. Nie miał szans się kłócić bo zobaczył podjeżdżający  czarny samochód. Wstał ze schodów i nabrał powietrza do płuc. Mieli się zobaczyć pierwszy raz od trzech miesięcy. Dotknąć się. Pocałować. Oddychać wspólnym powietrzem. To było niesamowite. Cały stres uleciał gdzieś z Harry’ego kiedy zobaczył właśnie jego. Miłość jego życia. Osobę przeznaczoną tylko jemu. Nie myślał. Po raz kolejny działał impulsywnie. Rzucił się mu w ramiona, jakby czekał na to od zawsze. Bo te trzy miesiące wydawały mu się wiecznością. Ale teraz wszystko miało się zmienić. Bo Louis dołączył do jego zespołu. Był jego. Miał pewność, że tak będzie już do końca życia. Tak właśnie chciał.

Zaczęło się codzienne życie gwiazd. Ludzie pokochali Lou. Był jak charyzmatyczny elf. Harry był szczerze dumny, że może obserwować jak jego kariera rozkwita z dnia na dzień. Kiedy śpiewał świat się zatrzymywał. Nie słyszał krzyku fanek. Był tylko on. To zaczęło stawać się dla niektórych podejrzane. Ich dotyk, spojrzenia, słowa. Nie były one skierowane w stosunkach przyjacielskich. I wszystko zaczęło się psuć w piątym miesiącu ich znajomości. Podpisali umowę, która była zależna od kariery. Gdyby tego nie zrobili, zespół rozpadłby się a wszelki dobytek uleciał z kont chłopaków. Ludzie czasem muszą poświęcić swoje szczęście, aby inni mogli z niego korzystać chociaż przez moment. Podpisali jeden papier, który zobowiązywał ich, do zatajania uczuć wobec siebie. Musieli kłamać na oczach ludzi. Ograniczali czułości w miejscach publicznych. Co nie znaczy, że całkowicie zniknęły. Jedno krótkie spojrzenie, a świat widział między nimi miłość.

Tak było na jednym koncercie. Dla reszty zespołu nie miał on znaczenia, ale na tej scenie stało się coś, co było bardzo ważne dla ich związku. Szeptanie na koncertach i w obecności fanów było jedną z intymniejszych rzeczy na jaką mogli sobie pozwolić. Bo nikt nie słyszał o czym mówią. Harry postanowił całkowicie wpuścić Lou do swojego serca. I kiedy szeptał coś na ucho szatynowi, ten był zaskoczony. Bo jedną rzecz słyszał po raz pierwszy z jego ust. Druga dawała mu pozwolenie, na zrobienie ważnego kroku w związku.

- Kocham Cię i to szalenie Loueh. Po koncercie, moglibyśmy złamać bariery i zrobić to po raz pierwszy? 

O jejku już 3 rozdział a dopiero zaczynałam. Tylko mnie nie zabijcie, że skończyłam w takim momencie, ok? 
Jeśli chcecie nowego rozdziału, jeśli blog się Wam podoba - PROSZĘ - komentujcie go. Nawet nie wiecie jak komentarze mobilizują do pisania. Uwierzcie mi. Wierzę w Was! Macie wielką siłę. 
Jeśli chcecie być informowani na twitterze, lub gg proszę zostawiajcie swoje loginy/numery pod prologiem
Rozdział czwarty pojawi się za dwa dni. Mimo to liczę na chociaż trochę komentarzy tak jak pod poprzednimi rozdziałami :)


czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 2

Ilu z Was miało szansę spełnić swoje największe marzenie? Od chwili narodzin, nasz umysł jest zaprogramowany tak aby wymyślać tam swoje różne cele i pragnienia. Nikt nie powinien ich kwestionować. Każdy powinien mieć osobę, która będzie dopingować go w tym co robi. Ludzie śnią i to jest dobre, bo wyobraźnia kształtuje charakter. Nie bój się marzyć. Dąż do wyznaczonego celu, nawet jeśli miałbyś iść do niego po trupach. Nigdy nie mów nigdy. Bądź silny. Wierz. Bo na tym polega ludzkie istnienie.

Louis marzył, kochał, szanował i śpiewał. Nie oczekiwał niczego w zamian. To co najlepsze miał spotkać po wielu próbach i upadkach. Od pierwszego dnia w którym go zobaczył, wiedział, że to nie koniec. Miał go spotkać. Swoje największe szczęście. Zwykły przypadek. Jeden konkurs zadecydował o wszystkim. Nie mógł uwierzyć w to jak daleko, jego życie odbiegło od rzeczywistości. Teraz nie było możliwości, aby ktoś zniszczył marzenia Lou. Stał się jeszcze większym marzycielem. Czuł się zwycięzcą. Wygrał miłość, której szukał przez całe swoje życie. Był szczęśliwy. Bo Bóg wysłał do niego nagrodę. Osobę, która mogłaby go uratować. Mimo, że zostało tak niewiele, chciał to poczuć. Smak jego ust, ciepło jego dotyku, miękkość jego włosów. Chciał czuć to wszystko chociaż przez chwilę
.
Miłość niekiedy jest uczuciem zakazanym. Mimo to, nie bał się ryzykować, chciał poświęcić wszystko. Kiedy śpiewał ten cover miał przeczucie, że śpiewa dla kogoś. Dla kogoś wyjątkowego i ważnego. Przez te trzy dni które dzieliły Lou od spotkania z Harry’m codziennie zastanawiał się, czy on lubi jego głos. Często ludzie kazali mu mówić. Głos hipnotyzował. To samo było z oczami. Gdy spojrzysz w oczy człowieka zobaczysz jego prawdziwe oblicze. Szczerość. Uczucia są wypisane w spojrzeniu. Każda emocja jest tam zawarta. Louis pragnął popatrzeć w oczy Harry’ego, tak aby uderzył w niego błękitem przypominającym ocean. Ocean miłości
.
Gdy Louis stał przed lustrem zastanawiał się, dlaczego właśnie on. Było milion dziewczyn. Piękne głosy. Profesjonalne nagrania. Nie mógł zrozumieć czemu on. Kto go zauważył. Obejrzał się za siebie i ujrzał swoją rodzicielkę. Zapewniała go, że wygląda pięknie. Tak było. Biała koszula opinająca mięśnie, których mu nie brakowało, ciasne czarne rurki i czerwone trampki. Wyglądał idealnie. Był gotowy i teraz już nie było odwrotu. Bo przed domem stał czarny samochód, który miał zawieźć go na spotkanie z jego przeznaczeniem. Stres po raz pierwszy go uderzył.

Natłok myśli. Jak wiele może znaczyć dla kogoś miłość? To silne uczucie. Najważniejsze w życiu. Wymaga poświęceń, oddania i zaangażowania. Kiedy zaczynasz układać sobie z kimś życie, musisz pamiętać, że ta osoba jest odskocznią. Od zła, szarej rzeczywistości. Przynosi ukojenie. Czujesz się bezpiecznie w jej ramionach. Przypomina Ci rodziców. Gdy byłeś dzieckiem pragnąłeś brać przykład z ich wielkiej miłości. Uskrzydla. Dzięki niej możesz osiągnąć wszystko. Bo masz kogoś kto poprze każdą Twą decyzje. Kochasz jego oczy. Są dla Ciebie niebem. Wybawieniem. Jego imię jest Twoją prywatną piosenką. Jego głos zmieniał Cię na lepsze. A Ty uważałeś go za swój raj. Nie potrafisz  ukryć uczuć do niego. Kochasz go całym sercem.Kiedyś sądziłeś, że daleko Ci do perfekcji. On był dla Ciebie wzorem. Chciałeś go naśladować. I dzięki niemu odkryłeś sam siebie. W końcu wiedziałeś kim jesteś i jaką masz wartość. Louis miał tak z Harry’m. Mimo, że nie zdołał go jeszcze osobiście poznać.

Był na miejscu. Miejsce pełne lampek i świeczek. Stół zastawiony na kolacje. Czuł, że serce chce wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Zachowywał się jak zakochana nastolatka. I po części to była prawda, gdyby nie jego wiek. Spojrzał przed siebie i wtedy go zobaczył. Nienaganny. Idealny. Najpiękniejsze co kiedykolwiek ujrzał. Zastanowił się, czy można jeszcze bardziej kogoś pokochać, bo za każdym razem, gdy na niego spojrzał, zakochiwał się na nowo. Uśmiech jaki posiadały anioły. Rumienił się, ale tym razem go to nie obchodziło. Liczył się on. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. I ponownie nerwy uderzyły w Lou, kiedy zauważył, że jego obiekt westchnień zbliża się ku niemu.

- Jestem Harry Styles – Ten głos. Słyszał go codziennie. W telewizji, w radiu, w internecie. Teraz miał okazję na żywo. I to była jego ulubiona piosenka. Jego głos. Którego nikt nie będzie potrafił odtworzyć. Czy można być jeszcze bardziej idealnym?

- Ja, oh.. jestem Louis.. Louis Tomlinson. Jestem Twoim wielkim fanem i nawet nie wiesz jak cholernie się stresuje – Te słowa wywołały u Harry’ego cichy chichot. Najbardziej urocza, rzecz na świecie. Kiedy złączyli swoje dłonie w delikatnym uścisku, Louis miał ochotę krzyczeć z radości. Zemdlałby, ale szkoda byłoby mu zmarnować kolacje, z jego miłością. Za każdym razem gdy na niego patrzył, miał wrażenie, że chce go poznawać codziennie na nowo. Odkrywać w nim największe tajemnice. Dotykać go w taki sposób w jaki inni nie potrafią. Całować go. Być jego. Bo całe swoje życie poświęcił nastolatkowi, który właśnie opowiadał mu o swoim zespole. Bóg nagrodził Louis’iego. Marzenia zaczęły się spełniać.

Jeśli szatyn czuł się zdenerwowany, kiedy Harry kazał mu się przedstawić, i czuł, że to koniec jego zmartwień był w błędzie. Bo nastolatek chciał usłyszeć głos w którym się zauroczył. Louis miał świadomość, jak działa jego głos. I jego życie stało się tysiąc razy lepsze, kiedy jego miłość powiedziała mu, że jest genialny. Dłonie mu drżały, nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. Jakby się zablokował. Przyjemnie ciepło rozlało się mu w sercu, kiedy Harry dotknął jego ramienia i wyszeptał kilka słów zachęty. Palce wprawiły struny gitary w ruch, a przyjemną ciszę zakłócił głos Lou. Harry czuł się jak w raju. Jego osobistym raju.

I'll look after you
And I'll look after you


- Twój głos na żywo jest jeszcze bardziej.. nieziemski. Louis jesteś wspaniały – Młodszy chłopak był oszołomiony. Jego serce biło tysiąc razy szybciej. Już trzeci raz przez tą osobę się tak czuje. Pierwszy, kiedy dostali jego cover do studia. Walczył. Uparcie twierdził, że to on jest najlepszy. Bo okropnie chciał poznać osobę z nagrania. Mimo, iż miał świadomość, że na spotkanie, może wybrać kogoś innego. Drugi raz, kiedy go ujrzał. Serce nie sługa. Zauroczył się, jego wyglądem. Czuł to przyjemne ciepło po raz pierwszy od dawna. Bo nikt nie był tak idealny jak on. Po raz trzeci gdy śpiewał. Podobno gdy, dobrze słuchasz muzyki i ma na Ciebie ona jakiś wpływ czujesz dreszcze. Tak było z nim.

Świat się zatrzymał. Był tylko dla nich. Kiedy Louis odłożył gitarę, Harry zbliżył swoją twarz do jego. Nie potrzebowali słów. Oboje pragnęli siebie nawzajem. Bo choćby miało to być ich ostatnie spotkanie, Harry musiał to zrobić. Serce mówiło tak. Rozum mówił nie. Ale posłuchał serca. Bo marzył o pocałunku pełnym pasji i oddania. Taki właśnie był. Louis delikatnie musnął warg młodszego chłopaka, lecz to mu nie wystarczyło. Pogłębiali to. Brnęli w to dalej. Ich usta pasowały do siebie jak zagubione fragmenty puzzli.

- Panie Styles, musi pan już wracać – Głos ochroniarza przerwał tą chwilę. Harry speszony odwrócił swoją głowę w jego stronę i pokiwał ją delikatnie. Gdy ponownie zostali na chwilę sami, złączyli swoje czoła ze sobą. To było magiczne. Trwali tak, patrząc w swoje oczy i cicho chichotali. Dźwięk klaksonu, który informował Lou o jego powrocie. To miał być koniec. Gdy Harry miał już zapytać o coś drugiego chłopaka, lecz ten musnął jego policzek i szepnął ciche

- Żegnaj Harreh.

Harreh. Nikt nigdy go tak nie nazywał. Czuł się rozbity, bo zależało mu na kimś, kogo widział po raz pierwszy. Kogo prawie nie znał. Kogo nie będzie miał możliwości już nigdy spotkać. Oparł się o stół i włożył dłonie do swojej marynarki. Zdziwił się gdy poczuł tam jakiś papier.

Napisz do mnie jeśli będziesz miał ochotę.
555- 6041 xoxo
Louis

Jeśli chcecie nowego rozdziału, jeśli blog się Wam podoba - PROSZĘ - komentujcie go. Nawet nie wiecie jak komentarze mobilizują do pisania. Uwierzcie mi. Wierzę w Was! Macie wielką siłę. 
Jeśli chcecie być informowani na twitterze, lub gg proszę zostawiajcie swoje loginy/numery pod prologiem
Rozdział trzeci pojawi się za dwa dni. Mimo to liczę na chociaż trochę komentarzy tak jak pod rozdziałem 1 :)

Massive Thanks You!


wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 1



Poświęciłeś czemuś całe swoje życie? Może masz jakieś powołanie, hobby. Niektórym to pomaga. Pozwala na uwolnienie się od złych emocji. Znajdujesz się w innym świecie i nie boisz się tego. Bo ten świat jest idealny. Dla Ciebie. Dla innych nie musi. Dla niektórych tą odskocznią od zwykłego szarego świata jest osoba. Nie zawsze mamy ją blisko siebie. Możemy jej nawet nie znać osobiście. Mimo to wiemy o niej więcej niż o sobie samym. Bo poświęcamy się temu. Bierzesz ze swojego idola przykład. Widzisz ambicje, zaangażowanie, potencjał. Wszystkie cechy są zaletami. Bo oddychasz dzięki jego czynom. Jeden mały gest a jesteś szczęśliwy do końca dnia. I nawet nie wiesz kiedy wpuściłeś tą osobę do serca. Kiedyś było nie do pomyślenia, aby kochać kogoś kogo się nie zna. A jednak. Cieszysz się z każdego jego sukcesu. Czujesz, że jesteś tego przyczyną i on jest Ci za to wdzięczny. Twoje serce należy do niego i nie chcesz zmieniać tego stanu. Lubisz go.

Tak bardzo poświęcił się Louis Tomlinson. Był zaangażowany w życie jedno z najbardziej pożądanych przez nastolatki chłopaka. Urok. Uwiódł go urok osobisty tej postaci. Nie znał go, ale mógł szczerze powiedzieć, że jest najbardziej charyzmatyczną osobą jaką miał okazję zobaczyć. Wszystko działo się tak szybko. Kiedy Louis nie miał okazji spróbować swoich sił, Harry cieszył się z sukcesu. Zaczął jako jeden z członków w zespole One Direction w x factorze. Z odcinka na odcinek szło mu coraz lepiej. Jego głos porywał tłumy. Czysta barwa i dźwięki jakie z siebie wydobywał działały hipnotyzująco. Przynajmniej na Lou. W duchu był wdzięczny Bogu, za to, że zobaczył go przed budynkiem. Czuł się szczęśliwy. Pierwszy raz od paru lat. Przypomniał sobie jak to jest. Tylko jest pytanie: Czy właśnie tego szukał? Bo jaki sens jest kochanie osoby, mimo, że masz świadomość co może nigdy nie stać. Chciał go poznać. Nie tak jak każdy przeciętny fan, czy fanka. Bo jego cholerne życie opierało się na wstawaniu dla Harry’ego, funkcjonowaniu dla Harry’ego i kładzeniem się spać dla Harry’ego. Wszystko robił dla niego. Nawet żył. Bo poświęcił się temu zbyt mocno. Nie chciał rezygnować, wtedy nie miałby miejsca na świecie. Ta miłość go zmieniła. Nie sądził, że można się zakochać w kimś jeszcze bardziej.

Czuł jaka odpowiedzialność na niego spadła. Nosił na swoich barkach miłość. Silną. Niezniszczalną. Niepowtarzalną. Tak go traktował. Każdego wieczoru płakał, ponieważ nigdy nie będzie na tyle szczęśliwy z nim. Bo on miał wszystko. Pieniądze. Rodzinę. Zdrowie. Miliony dziewczyn, które wręcz go pragnęły. Poza tym był heteroseksualny i ta świadomość go niszczyła. Nikogo nie można zmusić do miłości. Kiedy chce odejść, musisz dać mu wolną rękę. Nie zatrzymuj na siłę. To nic nie da. Każdy ma swoją kartę życiową. Niekiedy jest ona długa, lub krótka. To zależy od Ciebie. Twój wybór jak to wszystko będzie wyglądać.
Louis miał świadomość jak mógłby wyglądać ich związek. Istny chaos. Bo społeczeństwo nie zawsze przyjmuje wszystkich z otwartymi ramionami. Na pewno nie homoseksualistów. Miłość jest uczuciem zakazanym. Każdy związek nie jest czysty, ma w sobie coś toksycznego. Jest jak narkotyk. Jeśli już raz weźmiesz, zostajesz ćpunem. Na zawsze. Nie ważne czy z tym skończysz, weźmiesz raz czy nadal to robisz. Jesteś nim do końca życia. Tak samo jest z zakochaniem. Zrobisz to raz i metodą łańcuszkową będzie się to ciągnęło do końca Twoich dni. Nie masz na to wpływu. Podejmujesz ryzyko i ufasz sercu, które mówi: To ta właściwa osoba. Wierzysz mu i angażujesz się w to. Jak tylko możesz. Z całych sił. Louis był gotowy podjąć ryzyko. Chciał przetrwać każdą burzę, każde potknięcie. Kiedy Harry będzie się przewracał on chciał go łapać i ponosić. Byłby dla niego tarczą. Na wszystko co złe. I mimo, że go nie znał, czuł się za niego cholernie odpowiedzialny. Jego serce chyba już osądziło, że to ten jedyny. Nie chciał tego kwestionować.

Był marzycielem. Czuł, że dzięki temu uczuciu jakim darzy Harry’ego może sięgać gwiazd. Każdy ma jakieś marzenia. Małe, czy duże. Nie ważne. Louis po prostu chciał go całować. Poczuć jak smakują jego usta. Usłyszeć jego głos rano gdy przebudzi się w ich sypialni po wspólnej nocy. Złapać go za rękę, kiedy będzie czuł się niepewnie. Szeptać czułe słowa, aby wszelki smutek zniknął z jego twarzy. Kołysać go w ramionach, jakby od tego zależał los całego świata. Chciał go kochać. Mieć tylko dla siebie. Jego największym marzeniem był chłopak z burzą loków na głowie, który był strasznie sławny – Harry Styles.

Mama Lou strasznie martwiła się o syna. Chodził jak zaczarowany. Nie mówił o niczym innym, tylko o swoim wymarzonym partnerze. To było niedojrzałe, bo według niej Louis nie powinien tak bardzo odbiegać od rzeczywistości. Tommo żył jakby jedną nogą w marzeniach i to mu nie przeszkadzało. Bo nie myślał wtedy o pewnym fakcie, który męczył go od dzieciństwa. Lecz to była kolejna rzecz jaka ograniczała go w uczuciu do Harry’ego. Nawet kiedy zapewnili go, że się polepsza, on nie miał nadziei, gdyż jest ona matką głupich.

Wierzycie w przypadki? Louis też nie wierzył. Kiedy spotkał Harry’ego, mimo, że nie miał okazji z nim porozmawiać. On uparcie wierzył, że to przypadek. Miał wiarę. I kiedy późnym wieczorem przeglądał swoje konto na twitterze, trafił na pewien wpis. Link. Włączył go. Jego serce zabiło tysiąc razy szybciej. Kolejny raz wierzył, że to przypadek. Los chciał, aby na jego drodze znów pojawił się ten chłopak, który tak namieszał mu w sercu. Cover. Piosenka wybrana przez zespół. Konkurs w, którym mógł wygrać spotkanie z jednym z członków 1D. To była szansa. Jego chwila szczęścia.

Następnego dnia Louis ciężko pracował nad piosenką. Nagrywał coś po raz pierwszy w życiu. Umiał śpiewać, ale na żywo. Nie wiedział jak dopracować nagranie aby brzmiało czysto i ładnie. Wysłał je i przez kolejne kilka dni nie mógł usiedzieć na tyłku, bo emocje rozwalały go od środka. Cały czas nosił przy sobie telefon. Oczywiście, miał świadomość, że do konkursu przystąpiło tysiące osób, więc dlaczego właśnie on? Ale marzył. Bo to było kolejne jego marzenie. Kolejny cel.

Kiedy Louis akurat bawił się na ogrodzie, ze swoimi młodszymi siostrami, jego mama, przybiegła z telefonem w dłoni. I wtedy to się stało. Bo Bóg chciał i szatyn w końcu miał możliwość. Kiedy organizatorzy zapytali, jakiego członka wybiera, on szybko wypowiedział jego imię. Nie mógł uwierzyć. Marzenia się spełniają. 

Massive Thanks You za tyle komentarzy i wyświetleń ! Jesteście niesamowici!
Jeśli chcecie nowego rozdziału, jeśli blog się Wam podoba - proszę - komentujcie go. Nawet nie wiecie jak komentarze mobilizują do pisania. Uwierzcie mi. Wierzę w Was! Macie wielką siłę.
Jeśli chcecie być informowani na twitterze lub gg proszę zostawiajcie swoje loginy lub numery pod prologiem.
Rozdział drugi pojawi się za dwa dni, mimo, to liczę na chociaż trochę komentarzy :)


piątek, 4 stycznia 2013

Prolog

 Music


Jeden słoneczny dzień. Rozpoczął się jak każdy inny. Ludzie wstali aby iść do pracy, dzieci ruszyły do szkoły. Tylko czwórka nastolatków z różnych miast niecierpliwie czekała na spełnienie swoich marzeń. Każdy był zupełnie inny. Nie znali siebie. Pewnie nawet nie myśleli o tym, aby poznać. W końcu teraz najważniejsze było spełnianie ich pragnienia. Ten dzień był zapisany w ich kalendarzu. Wszyscy bliscy trzymali za nich kciuki. Każdy szczegół był dopracowany. Nie było szans, aby coś poszło nie tak. Jednak nerwy nie mogły zniknąć. Godziny upływały. Ludzie wychodzili z sali z łzami radości lub smutku. Stałeś tam na scenie i oczekiwałeś swojego początku lub końca. Ludzie Cię oceniali. Nie ważne jak tego nie lubiłeś, musiałeś to znieść. Bo zgodziłeś się na jeden casting. Bo wydawało Ci się, że masz umiejętności. Przyszedłeś się sprawdzić. Ale wiedziałeś jaki może być koniec. Będziesz śpiewał całe życie i przejdziesz dalej lub skończysz śpiewać i odpadniesz właśnie dziś. Bo to było coś w rodzaju sądu. Na który sam wyraziłeś zgodę.

Czasami jest tak, że wkładałeś w coś całe swoje życie. Poświęciłeś się czemuś co może nie ma przyszłości. Ćwiczysz. Starasz się być lepszy i lepszy. Oddajesz się temu. Uzależniasz się od tego. Nie zwracasz na to początkowo uwagi, lecz to staje się Twą obsesją. Ale nie trać nadziei. Mimo, że jest ona matką głupich. Może dzięki niej spełnisz swoje marzenia.

Parę minut zadecydowało o losie pewnego chłopaka. Chciał brnąć w swój wymarzony zawód. Chodził do szkoły muzycznej. Dał obietnicę Bogu, że jego jedyną miłością w życiu będzie muzyka. Śpiewał. Nie dla kogoś. Sam dla siebie. Początkowo wstydził się swojego wysokiego głosu. Jakby nigdy nie przeszedł mutacji. A miał dwadzieścia lat.Szczęśliwy. Uwierzył w siebie. Miał marzenia. I dziś mogło się ono spełnić. Gdyby nie zaspał. Nie spóźnił się na autobus. Biegł. Biegł ile sił w nogach. Mijał kolejne ulice. Nie sądził nawet, że posiada taką kondycję.Lecz to nie wystarczyło. To było za mało. W szkole o profilu muzycznym nie musiał przejmować się siłą, mięśniami czy wytrwałością. Tam liczył się głos. Umiejętności grania i słuchania. Był dumny. Posiadał To. Był wyjątkowym człowiekiem. I właśnie dziś pierwszy raz żałował. Żałował, że nie uczęszczał na jakieś zajęcia sportowe. Bo gdy dobiegł pod drzwi x-factora jego marzenia osłabły. Jego wiara zmalała. Życie legło mu w gruzach. Bo dziś miał iść krok dalej. Nie chciał stać w miejscu. Ale musiał. Bo ostatni dzień przesłuchań właśnie się skończył. A on był tylko zwyczajnym szarym człowiekiem. Bóg tak chciał. Nie mógł zmienić jego woli. Decyzja należała do niego. Odchodząc od drzwi spojrzał przed siebie. Ujrzał anioła z pięknymi lokami. Miał w sobie radość, optymizm. Pewność siebie. Coś co brakowało mu od wielu lat. Obserwował uśmiech nieznajomego. Jego serce zabiło mocniej. Coś się zmieniło. Piątka chłopaków rozpoczynała dziś nowe życie.

Harry się dostał.

Niall się dostał.

Liam się dostał.

Zayn się dostał.

Louis nie zdążył. Ale zobaczył kogoś wyjątkowego. W duchu obiecał sobie, że będzie jego pierwszym fanem.


Oto prolog opowiadani Fight For You. Dziękuje za tak wiele wyświetleń mimo, iż nie było jeszcze żadnego rozdziału. Moi followersi mnie zadziwiają. Prolog jest też notką informacyjną. Przeczytaj to proszę.
1. Proszę nie krytykuj mnie, jeśli zobaczysz jakiś błąd. Nie jestem robotem. Jestem tylko nastolatką, która piszę bo to jej pomaga.
2. Jeśli chcecie nowego rozdziału. Jeśli blog Wam się podoba- proszę - komentujcie go. Komentarze mobilizują mnie do pisania nowych rozdziałów. To mi pomaga. Bo widzę, że mam dla kogo pisać. Więc jeśli przeczytałeś, poświęć jeszcze 5 minut i napisz krótki komentarz, roześlij opowiadanie innym.
3. Jeśli chcecie być informowani na twitterze lub gg proszę zostawiajcie loginy lub numery pod rozdziałami. 
4. Gdy będę widzieć, że zależy Wam na rozdziałach i na blogu będę dodawać rozdziały regularnie co dwa-trzy dni :)

Dziękuje za każdy komentarz i opinię. Dziękuje również za tak dużą liczbę wyświetleń. To dla mnie straszne ważne. 

Dedykuję to opowiadanie wszystkim LarryShippers które poczuły się kiedyś zranione i opuszczone. Jestem zawsze z Wami i dla Was x

Kontakt: @larry_planet


niedziela, 30 grudnia 2012


LARRY STYLINSON- FIGHT FOR IT

Tytuł: Fight for it

Autorka: @larry_planet. Przy paru rozdziałach będzie pomagać @louis_planet

Typ: Dramat, Romans

Liczba rozdziałów: 8 + prolog +epilog. Przewidywana część druga.

Inspiracja: Właściwie moją inspiracją nie było nic. Wymyśliłam to wszystko z @louis_planet

Podziękowania: Dla @louis_planet za zrobienie zwiastuna i za wymyślenie większej części fabuły. Dla Żanety, za ustawienie nagłówka. Nagłówek zrobiłam ja sama. Dziękuje Wam za pomoc x

Opis: Jeden casting. Jedna szansa na spełnienie marzeń. Piątka chłopaków. Zupełnie różni od siebie. Lecz jeden przybędzie o parę minut za późno. Dwudziestoletni Louis Tomlinson zaczyna obserwować postępy gwiazd z x-factora. Staję się fanem grupy dziewiętnastolatków z zespołu One Direction. Lecz jeden z nich skrada jego serce. Harry Styles. Jego obsesja. Jego uzależnienie. Jeden konkurs. Jedna szansa. Prawdziwy przypadek. Wygrana. Randka. Propozycja. One Direction zaczęło funkcjonować w piątkę. Lecz coś się zmienia. Szczęście się kończy. Badania. Wyniki. Złamane serca. Złe decyzje. Konsekwencję. Próby samobójcze. Prawdziwa miłość wybacza wszystko. Znosi każdy cios. Ale czy przezwycięży śmierć?
Ostrzeżenie: W treści przewiduje sceny erotycznie, okaleczanie się. Możliwe też są wulgaryzmy.  Na potrzeby opowiadania wiek bohaterów został zmieniony. Nic z tego nie stało się naprawdę. To czysta fikcja literacka. 

Zwiastun:

Bohaterowie:


Kontakt: 
@larry_planet
@louis_planet 

Prosimy o opinie, komentarze, udostępnianie :)